piątek, 25 września 2015

Hoppy Queen - Doctor Brew

      Pisząc tą recenzję zastanawiałem się czy jest sens rozdmuchiwać jeszcze bardziej bańkę, która otoczyła Hoppy Queen. Dokładniej mam na myśli news o zastosowaniu 21 odmian chmielu w jednym piwie. Na początku stwierdziłem: - O super goryczka rozsmaruje moje kubki smakowe po ścianie, a aromaty odurzą mnie swoją intensywnością do nieprzytomności. - Potem jednak przyszła chwila na chłodną kalkulację i dojście do wniosku.... że w tym piwie chodzi o pijar. Oczywiście nie mówię tutaj, że jest to jakieś brzydkie zagranie czy nie wiadomo co, ale w sumie też nie ma co ekscytować się piwem o takiej różnorodności składników, gdyż zwyczajnie część z nich nie będzie do odróżnienia w czasie degustacji. Sam dopiero uczę się rozkodowywać poszczególne odmiany w piwach i całkiem nieźle mi idzie, ale w przypadku piw bardziej złożonych (5-6) odmian tutaj zaczynają się dla mnie schody, a co dopiero przy "ataku" 21. 

      Po krótkim wstępie przejdziemy do piwa. Tak jak wspomniałem nazywa się Hoppy Queen i zostało uwarzone pod brandem Doctor Brew, w browarze w Tarczynie. Jeżeli chodzi o styl, to tutaj mam "zagwozdkę" gdyż: fakt jest to piwo górnej fermentacji, czyli "Ale", goryczka średnia IBU: 45, ekstrakt 14% wag. natomiast alkohol 5,2% obj.

Dildo z BGM na stałe zagościło w degustacjach.
      Stricte piwo, czyli zaczynamy od zapachu. Tak jak spodziewałem się jest on ciężki, "cierpki" coś pod kwacha, wyróżniam również cytrusy, które stoją w kontrze do cierpkości. Smak natomiast to trochę inna bajka. Tutaj jest mocne uderzenie: goryczka "w punkt" - piję czuję mocną goryczkę i potem nic = nie jest zalegająca. Jednak jest różnica w stosunku do zapachu, gdyż w tym całym tyglu smaków można wyhaczyć kilka bardziej intensywnych nut, które kojarzą mi się z odpowiednimi odmianami. Wachlarz wspomnianych nut smakowych rozpościera się od cytrynę, przez pomarańczę, grejpfruta i kończąc na żywicy. 

Piana była obłędna.
       Piana w Królowej zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, szczerze mówiąc to jest to jedna z najlepszych jak nie najlepsza piana jaką widziałem (to zobaczycie na zdjęciach niżej). Drobnopęcherzykowa, tworząca zbity kożuch - myślę, że średnica szkła również wpłynęła pozytywnie na ułożenie pęcherzyków. Kolor biały bez żadnych domieszek. Teraz myślę ciekawostka: piana utrzymała się ok. 4 godziny. Zaczynałem degustację o godzinie 16, samo szkło umyłem dopiero w okolicach godziny 20, a piana dalej zwarcie trzymała się powierzchni szkła. Wielki plus. 

To zdjęcie już widzieliście, ale chyba najlepiej mi pasowało pod kątem barwy.
       Ostatni akapit pozostał na barwę. Tutaj wielkich rewelacji nie ma, Ja to nazywam "brudne złoto", a to ze względu na osad który powoduję mętność w piwie. 





        Celem podsumowania. Jeżeli chodzi o pijar to zdecydowanie jest to strzał w 10, ale podsycający emocje u mniej zorientowanych konsumentów. Oczywiście piwo smakowało mi - chociaż ta goryczka w punkt i potem pustka przeszkadzała - trochę więcej ciała i byłoby super. Piana o której się rozpisałem bardzo na plus. Ogólnie: polecam, ale dla ciekawskich tak poza tym to piwo trzyma poziom. 

(Dygresja) - Parę lat temu była wojna między browarami o to, kto uwarzy najmocniejsze piwo na świecie... i okazało się to ślepym zaułkiem. Myślę, że Hoppy Queen było udanym eksperymentem, ale podążanie tą ścieżką również może się podobnie zakończyć - ale oczywiście to jest moja prywatna opinia.
     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz