poniedziałek, 14 września 2015

Blitzkrieg po polsku, czyli Beer Geek Madness III

      Każdy duży event powoduje swego rodzaju oderwanie od rzeczywistości, jednak świat idzie do przodu, a my na jakiś czas musimy ponownie wrócić do swojego codziennego życia. Tak jest również w przypadku Beer Geek Madness, ale tutaj odliczamy czas pomiędzy poszczególnymi edycjami. Powiem wam, że nie miałem okazji uczestniczyć w I edycji, ale za to na drugiej "nadrobiłem" zaległości ;D 

      III edycja z mojego punktu widzenia, była pod znakiem "kwachów". Wśród polskich piw prawie połowę stanowiły kwasy, w różnych stylach. Myślę, że najlepiej abym rozpisał się więcej na temat kilku polskich piw, które szczególnie mnie urzekły. Te o których wspomnę pewnie będzie można w najbliższym czasie spróbować w multitapach bądź nabyć butelki. 

Madness niejedno ma imię.
       Zanim jednak o piwach podzielę się z wami moimi przemyśleniami. W tym roku było kilka zmian, w porównaniu do II edycji. Pierwsze to "płacisz raz, pijesz ile chcesz" - wiadomo nie chodzi też o to, żeby się sponiewierać, ale dzięki takiemu układowi miałem okazję spróbować wielu różnych jeżeli chodzi o browary, czy style piw. Drugie to "BGM dildo" - czyli ekskluzywne szkło [zobaczycie je na następnych zdjęciach], fakt faktem to szkło w połączeniu z Orgasmatron i różową opaską mogło trochę dziwnie się kojarzyć :D Trzecią sprawą jest organizacja - część ludzi, z którymi rozmawiałem nie była zadowolona z wydarzeń na dachu, po godz. 23 [mega ścisk przy świeżo otwartych kranach] Ja jednak uważam, że nie ma idealnych eventów i w ogólnym rozrachunku nie powinniśmy narzekać. 

      Może jeszcze jednym minusem był problem z płuczkami do szkła - ze względu na ich mniejszą ilość niż zapowiadano. Jednak tak jak mówiłem, jeżeli ktoś chce się przyczepić o jakiś szczegół to zawsze znajdzie powód, Ja jednak w ogólnym rozrachunku jestem zadowolony z tej edycji, jak i z poprzedniej. 

"Dildo" wypełnione ciemnym Berlinerem.
      Pierwszy piwem które miałem okazję spróbować był Kwas Delta z Pinty. Od początku był jednym z moich faworytów w konkursie piw premierowych. Kwas uwarzony jest w stylu Berliner Schwarze - czyli czarny Berliner. Niemiecka pszenica o orzeźwiającym smaku i wyraźnej kwaskowatości. Co do parametrów to alkohol występuje w stężeniu 3 proc. obj. [W ostatnim newsie od Pinty browar ogłosił, że Delta niebawem będzie dostępna  w multitapach.]

Kolor typowej wiśni.
      Drugim piwem był Very Bloody Berliner z Piwnego Podziemia. W czasie wertowania listy piw, na tym również zawiesiłem oko, a to ze względu na owocowy dodatek w postaci aronii. Piwo uwarzone jest w stylu Berliner Weisse - czyli biały Berliner. Kwaskowatość jest dodatkowo podkreślona przez aronię, jednak ze względu na temp. wyszynku w aromacie była słabiej wyczuwalna. 

Barwa waniliowego budyniu - blado żółta.
      Kolejnym piwem które mnie urzekło jest F*ck The Boundaries z Brokreacji. Piwo uwarzone w stylu Imperial Hoppy Gose - czyli polska wariacja na temat niemieckiego Gose. Jest to obok Berlinera kolejny kwas, jednak w wykonaniu Brokreacji zyskał na ciele, alkoholu, goryczce i super kwasowości. Po pierwszej degustacji chciałem spróbować jeszcze, ale musiałem z tym zaczekać do momentu aż odwiedzę wszystkie stanowiska jakie chciałem. Parametry macie podane na zdjęciu.

Tak jak mówiłem Blitzkrieg w polskim wydaniu :D zdj. z ratebeer.com
     
Teraz na parkiecie ;D
       Ostatnim piwem, o którym chcę więcej napisać jest Curry Wurst z Birbantu. Produkt uwarzony jest w stylu Saison - smak rozstrzelony między owocami, przyprawami i "alkoholowością". W przypadku Curry charakterystyczna jest wędzoność - bardzo mocna przypominająca kiełbasę - NAPRAWDĘ. Mega kiełbasa tylko zachęca do zjedzenia jej mięsnego odpowiednika. 

      Dla części osób może być dziwne, że nie wspomniałem o zwycięzcy konkursu piw premierowych, czyli Cyruliku z browaru Profesja. Powiem, że zastanawiałem się na oddaniu głosu na dymionego Berlinera jednak moje podniebienie zdobyły owocki i Gose. 

      Z piw niemieckich również dla mnie królowały kwachy - choć nie w każdym wypadku. Pierwszym był Pilsner, Hoppy Schoppy z Schoppe Brau, drugi Mandarina IPA z BrauKunstKeller, trzecie i czwarte piwo pochodziło kolejno z: Freigeist Bierkultur i The Monarchy. Original Pfefferkorner White - zaskoczyło mnie swoim bogactwem na temat przypraw. Viking Gose trzymało poziom. 

Dildo w pełnej krasie.

     Osobno wspomnę wam jeszcze o Rittergust Gose, które urzekło mnie porównywalnie do propozycji z Brokreacji. Mocny kwas, który potrafił ukazać na mojej twarzy grymas, nawet po wypiciu wcześniej kilku kwachów. 

      Myślę, że taką krótką i zgrabną relacją mogłem oddać to co stanowi trzon tej imprezy - czyli piwo. Mógłbym również wspomnieć o jedzeniu, strefie "chill out", koncertach zespołów i innych dodatkach, ale to może kiedyś a propos festiwali. Podsumowując klimat może nie sprzyja dokładnym degustacjom, ale "przekracza granice" i pokazuje, że piwo może nie tylko sponiewierać i dodać wam odwagi na imprezie, ale również w małych ilościach łączyć ludzi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz