niedziela, 25 października 2015

Oatmeal FES - Browar Domowy Appendix

       Dzisiaj mam dla was drugą propozycję z Browaru Domowego Appendix, a konkretnie Oatmeal FES. Jak wiecie bardzo ciepło zaskoczyło mnie pierwsze piwo z Appendix, także w czasie drugiej degustacji miałem większe oczekiwania niż w przypadku innych "owsiaków". Wcześniej poruszałem już temat stout'ów, ale dla zobrazowania wam stylu; Owsiany stout to swego rodzaju odskocznia od mocno chmielonych odmian tego piwa. Mamy tutaj umiarkowaną goryczkę (w górnych granicach do 40 IBU), tekstura piwa jest prawie oleista, o wiele gęstsza od innych stout'ów, piana jest kremowa, natomiast w smaku mamy balans między słodyczą, a wytrawnością

        Parametry piwa prezentują się w następujący sposób: ekstrakt początkowy 16 Blg, objętość alkoholu 5,5%  obj. a goryczka na poziomie 40 IBU. Porównując "widełki" stylu ze wspomnianymi wartościami, mogę powiedzieć że mamy tutaj twardego zawodnika, jeżeli chodzi o Oatmeal Stout.

Kiedy wyobrażałem sobie ewentualną etykietę, to widziałem wielki owsiany płatek pożerający ludzi ;D
      Dobrze, w taki razie przejdźmy do smaku. Jak wcześniej wspomniałem pierwsze co poczujemy, to gęstszą konsystencję piwa, będzie ono wydawało się aksamitne. Stricte smak, to hegemonia kawy zbożowej nad cierpkością (ale zwykłej mielonej kawy), lekką wytrawnością, a do tego kończąca odczucie słodycz. Alkoholu nie wyczuwałem. 

Pojedyncze grubsze pęcherzyki, wynikające z nalania piwa, nie licząc tego, piana utrzymywała się stosunkowo długo co pomagało zatrzymać pożądany aromat i smak :)
        Teraz przejdę do aromatu, który w czasie degustacji ulegał zmianom. Myślę, że jest to powszechne zjawisko i sami spotkaliście się z sytuacją, kiedy po kilkudziesięciu minutach piwo traciło swój pierwotny aromat i na wierzch wychodziły inne nuty. W przypadku lagera mogły to być aromaty detergentów. Natomiast w przypadku Oatmeal FES czas degustacji nie wpływał na poziom doznań zapachowych, jedynie zmieniały się udział poszczególnych składowych. Na początku wyczuwalna była mocna, mielona kawa i delikatny alkohol, po czasie proporcje zmieniały się o pod koniec degustacji wyczuwalny był wyraźny szlachetny alkohol. Sam nie jestem fanem takich nut, jednak w tym wypadku było to miłe doświadczenie. 

      Na koniec wątek wyglądu piwa. Kolor może wydawać się czarny i na pierwszy rzut oka tak jest. Jeżeli potraktujemy piwo światłem (nie tak jak na zdjęciu, to tylko migawka), to zauważymy że jest ono ciemno brązowe, a na brzegach opalizuje w czerwień. 

       Na temat pozycji piwowara domowego już trochę wcześniej powiedziałem, teraz już tylko mogę ugruntować moje stwierdzenie, że: ,,piwowara można porównać do solowego muzyka" - każda butelka jest zamkniętym, prywatnym koncertem, na który czasami trzeba trochę więcej zapłacić, ale doświadczenia wyciągnięte z tego spotkania mogą owocować w przyszłości. Tak jak wcześniej zachęcam was do polubienia profilu Browaru Domowego Appendix na Facebook - link znajduje się w opisie linku na Fb.

niedziela, 18 października 2015

Birbant - Saison Curry Wurst

       Motywacją do napisania osobnego wpisu na temat tego piwa była dwojaka. Po pierwsze: miałem już wcześniej okazję pić ten Saison na BGM3 i w mojej opinii był rewelacyjnymi piwem o którym nie napisałem za dużo. Drugim powodem jest fakt, że można zakupić to piwo w wersji butelkowej, a w sklepie portfel korcił mnie żeby posmakować Wursta jeszcze raz. Także bez zbędnych wstępów, zapraszam was na Saison Curry Wurst z browaru kontraktowego Birbant

W porównaniu do poprzednich, widoczna wyżej etykieta wyróżnia się oryginalnością. 
       Chwilę o parametrach i stylu. Kilka piw wcześniej wspominałem już o Saison, ale w skrócie: jest to styl belgijski, warzony na koniec okresu warzelniczego (wtedy nie było urządzeń chłodniczych, więc na cieplejsze miesiące roku warzono specjalnie piwo na zapas). W piwie poza mocnym na chmieleniem i  orzeźwieniem można wyczuć nuty przyprawowe, których aktualnie browary nie szczędzą. Curry wurst, Birbant uwarzył z okazji BGM3, na której brylował niemiecki craft, a taki właśnie obraz piwa kojarzył piwowarom z niemieckimi smakami. Pod nazwą Curry Wurst kryje się mieszanka przypraw, a dokładniej: cukier, kardamon, kolendra i pieprz czarny. Co do parametrów piwa, to BLG (ekstrakt początkowy) plasuje się na poziomie 14 stopni, stężenie alkoholu 5,5% obj. natomiast goryczka ma wartość 33 IBU

Tum tum TUUUUM
       Na początek rzucę się na aromat. Ten w wersjach butelkowej i z kija różni się intensywnością (bardziej wyraźny był w beczce), ale jeżeli chodzi o składowe aromatu, to nie rozbiegają się w różnych kierunkach. Dla mnie na pierwszy "niuch" wyczuwalna jest bardzo wyraźna wędzoność, ale to nie jest już poziom lekkiej kiełbaski czy wędlinki; O, nie ! To jest wielkie gruby i tłusty wurst, którym zajadają się Niemcy na dożynkach Oktoberfest. Zapach przypraw uderza i z początku dominuje doznania, ale po dłuższej analizie wyczułem również nuty kolendry (coś w stylu Wita, ale słabsze) oraz pomarańczkę. *Myślę, że dla niektórych dobrze wyczuwalny może być również pieprz.

Wiecie dlaczego jest tyle piany? Cytując Bismarcka: "Prawo jest jak kiełbasa. Lepiej nie wiedzieć, jak się je robi" :D
       Teraz  trochę o wyglądzie. Barwa jest słomkowa/pomarańczowa - bardziej przebłyski. Piana jest biała, bez żadnych przebarwień; piwo mocno się pieni, ale powstały w ten sposób "puszek" szybko opada i pozostaje jeszcze przez kilkanaście minut cienka warstwa. 

Im szersze szkło, tym ciemniejsza barwa.
       Na koniec zostawiłem chyba najważniejsza cechę, a mianowicie smak. Tutaj w sumie powtórzę informacje, które zamieściłem w aromacie. Na początek mocno wędzone nuty, skorelowane z wyraźnym wysyceniem szczypiącym język, do tego umiarkowana goryczka, która uwypukla całe odczucie i finisz pomarańczką, która dodaje orzeźwienia. Po przeczytaniu tego można odczuć, że jest to kociołek różnych smaków, ale wszystko dobrze ze sobą współgra i tworzy naprawdę realistyczne wrażenie "picia kiełbasy" - niejednokrotnie zachwalałem to piwo właśnie za wrażenie kiełbasy i musiałem to jeszcze raz powtórzyć. 

Celem podsumowania.
       Saison Curry Wurst to propozycja z Browaru Birbant, która pokazuje w czym polski craft może konkurować z innymi krajami: chodzi o wędzone piwa. Naprawdę po kilku świetnych wędzonych piwach z polskich browarów można powiedzieć, że powoli light lager przestaje być naszą "specjalnością". Co do stricte browaru, to miałem okazję ostatnio degustować inne piwa z ich oferty i spodziewajcie się wpisów uber Brauerei Birbant. Alles gute fur ein Team Birbant!

piątek, 16 października 2015

C4 - Browar Domowy Appendix

       Dzisiejszy wpis to swego rodzaju powrót na rodzime podwórko, pokazanie jak wiele dzieje się na scenie piwowarów domowych, niejednokrotnie schowanych w cieniu rzemieślniczych braci. Jakby nie patrzeć profesjonaliści w tej branży, zaczynają najczęściej właśnie w domowym zaciszu i kontakt  z nimi może w przyszłości zaowocować wieloma doświadczeniami. Piwowara można porównać do muzyka, wykonuje mistrzowskie solo, a słuchaczom pozostaje tylko delektować się melodią i ewentualnie wyrazić opinię o dziele. Najlepiej poznać wszystko od zaplecza, ale na to przyjdzie czas. 

      Może dość nietypowo rozpocząłem wpis, ale piwo którego dotyczy jest tego warte. Kilka tygodni temu otrzymałem od znajomych z Browaru Domowego Appendix dwie butelki. Pierwsza jak się dowiedziałem zawierała Owsiany Stout, natomiast druga zatytułowana była "C4". Na początku zastanawiałem się dlaczego piwo zostało nazwane w ten sposób. Po chwili dowiedziałem się, że skrót pochodzi od nazw czterech odmian chmielu zastosowanych w produkcji czyli między innymi: Citra i Cascade. 

        Piwo uwarzone jest w stylu Imperial India Pale Ale. Co do parametrów to: goryczka plasuje się na poziomie ok. 100 IBU, ekstrakt początkowy 19* Blg, natomiast zawartość alkoholu 8,5% - także fani alkoholowych nut zostali dopieszczeni.

Niepozorna buteleczka, a skrywa chmielowego potwora.
       Zacznę od aromatu, który najbardziej zapadł mi w pamięci. Po otworzeniu piwa na początku uraczyła mnie lekka słodycz, następnie na głównym planie uplasowała się moja ulubiona pomarańcz i cytrynka. Po dłuższym czasie wyczuwalne były również nuty alkoholowe (w końcu imperial), ale misterna praca Citry i Cascade wytłumiła to uczucie.

Piana również jak aromat zasługuje na wyróżnienie.
       Teraz wygląd. Jeżeli chodzi pianę, to jest biała i po odpowiednim nalaniu piwa tworzy puszysty kożuch wypełniający wnętrze szkła - dla mnie najmilszym momentem jest chwila, kiedy taka właśnie piana łechce koniec mojego nosa ;) - piana odznacza się również znakomitym lejsingiem - oblepia szkło na modłę koronki. Przy nalewaniu piwa zaobserwować można również kotłowanie się pęcherzyków gazu, czyli efekt kaskady (wspominałem już o nim).

       Zdziwić was może, że smak znalazł się na mojej liście dopiero na trzeciej pozycji, ale broni się sam. Chmielowa goryczka w punkt, nie zalega i po dłuższej degustacji nie nudzi. Wyczuwalne są również nuty alkoholowe (szlachetne), ale nawet dla takiego "fana" nut alkoholowych zostały świetnie przemycone. Chmiel z alkoholem przenikają się nawzajem i nie można powiedzieć o żadnych "wodnistych" przerwach. 

Na szkle odbiły się moje opuszki palców.
       Barwa piwa również nie jest do końca "typowa" jak w przypadku IIPA. Jeżeli miałbym to wam zobrazować, to mógłbym porównać tą barwę do "kawy z mlekiem". Piwo jest matowe i może kojarzyć się bardziej z Wild Ale - ale to moje skojarzenia. 

Jeszcze raz piana, przed utworzeniem kożucha.
       Piwowarzy domowi mają do to siebie (w mojej opinii), że z powtarzalnością piw jest u nich różnie i C4, które miałem okazję pić może w nowe odsłonie dawać zupełnie inne doznania. Jednakże propozycja z Browaru Appendix była swego rodzaju odskocznią od craftowego wyścigu zbrojeń, jak to czasami nazywam, kiedy oglądam zmagania browarów od festiwalu do festiwalu. Powtórzę to, ale aromat C4 powalił mnie i w najbliższej przyszłości chyba nie będę miał okazji "wyniuchać" tak dobrze ułożonych aromatów. Stricte piwo (jeżeli byłby szerszy dostęp) poleciłbym każdej osobie, nawet takim które dopiero zaczynają z craftem. 

        W tym miejscu również zwracam się do was z prośbą. Jeżeli podobał wam się mój wpis i chcielibyście przyszłości kosztować takich piw jak C4, to "polajkujcie" stronę Browaru Domowego Appendix (link zamieszczę w wpisie na Facebook). Myślę, że każdy "lajk" pokazuje zainteresowanie, a to kolejna cegiełka motywująca piwowara do większego wysiłku i pewien ukłon w stronę kunsztu jakim jest warzenie piwa.

niedziela, 11 października 2015

kaffirAPAaaa - Browar Reden

      Pod koniec tegorocznych wakacji na rozgłosie zyskały piwa z dodatkiem Kaffiru (o którym niżej). Pierwszym tego typu piwem jakie miałem okazję degustować była Kaffirmacja - piwo uwarzone w kolaboracji między Kontynuacją, a browarem Birbant, na którego temat jeszcze się wypowiem. Drugim natomiast piwem była kaffirAPAaaa z browaru Reden, która będzie bohaterem tego wpisu. Piwo miało premierę na krakowskim Beerweek II. Jeżeli chodzi o styl to mamy tutaj do czynienia z TAPA - Thai American Pale Ale czyli? APA z dodatkiem liści limonki z Tajlandii. 

       
Źródło: theepicentre.com
        Co to jest Kaffir? Dokładna nazwa tej rośliny to Pepeda, z łać. Citrus hystrix DC, ale w potocznym języku używana jest zamienna nazwa Limonki Kaffir. Owoce to małe, zielone cytrusy o pomarszczonej skórce. Liście i ogonki liściowe Kaffir'u mają szerokie zastosowanie w kuchni Tajlandzkiej jako składnik pasty curry. Owoce i sok mają bardzo cierpki smak, dlatego nie są używane w gastronomii. Natomiast sok ma właściwości insektobójcze i ma wykorzystywane jest w medycynie.  
Jeżeli człowiek je (docelowo pije) oczami, to już sama etykieta przynosi orzeźwienie.
        Teraz trochę więcej o parametrach piwa. Ekstrakt początkowy mamy na poziomie 12 stopni plato, natomiast zawartość alkoholu to 4,8% obj. Wartość goryczki opisana na etykiecie wynosi 35 IBU, może wydawać się to trochę mało, jednak w połączeniu z Kaffir'em dobrze współgra.

Przy nalewaniu zaobserwowałem ciekawe zjawisko.
       Wygląd. Tutaj nie ma większych różnic w stosunku do typowego APA jakie piłem. Barwa słomkowa (na zdjęciu wydaje się być ciemniejsza) i piana średnio-pęcherzykowa biała. Ze względu na brak filtracji i pasteryzacji piwo jest "mleczno" mętne. W czasie nalewania piwa zauważyłem tzw. efekt kaskady. Od pewnego czasu większą uwagę poświęcam pęcherzykom gazu w czasie nalewania piwa, efekt kaskady to rodzaj ruchu "cyrkulacji" w niedosłownym tego słowa znaczeniu - pęcherzyki kotłują się pod powierzchnią piwa i tworząc obraz na wzór ławicy ryb. Jeżeli będę miał okazję, to postaram się nagrać to zjawisko.

Co Ja wtedy robiłem, że nie zauważyłem tego światła.
Teraz o smaku. Wspomniana wcześniej goryczka jest średnia jak na APA, powinna przypaść do gustu nawet osobom, które nie podążają drogą piw wysoko-chmielowych. Liście Kaffiru nadają piwu odrobinę innej goryczy, jeżeli miałbym to do czegoś porównać, to bardziej w stronę delikatnego pieprzu. Piwo jest orzeźwiające i dobrze pijalne - sprawdza się po dniu spędzonym w zatłoczonych tramwajach ;) Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to ewentualnie (dla mnie) do za małej intensywności Kaffiru. Z zapachem miałem lekki problem, ale dało się wyczuć coś na modłę limonki.

Oryginalna barwa.
        Celem podsumowania. Mimo opóźnienia wynikającego z braku sprzętu postanowiłem zamieścić wpis o tym piwie. Bardzo cieszę się, że browary rzemieślnicze wychodzą trochę z tych powiedzmy "znanych" już Polakom stylów i pokazują jak w innych częściach świata można zastosować różne surowce. KaffirAPAaaa trzyma poziom, ale gdyby miała nadejść następna warka postawiłbym na dominację Peped'y. Jeżeli macie okazję, to z czystej ciekawości spróbujcie.

piątek, 25 września 2015

Hoppy Queen - Doctor Brew

      Pisząc tą recenzję zastanawiałem się czy jest sens rozdmuchiwać jeszcze bardziej bańkę, która otoczyła Hoppy Queen. Dokładniej mam na myśli news o zastosowaniu 21 odmian chmielu w jednym piwie. Na początku stwierdziłem: - O super goryczka rozsmaruje moje kubki smakowe po ścianie, a aromaty odurzą mnie swoją intensywnością do nieprzytomności. - Potem jednak przyszła chwila na chłodną kalkulację i dojście do wniosku.... że w tym piwie chodzi o pijar. Oczywiście nie mówię tutaj, że jest to jakieś brzydkie zagranie czy nie wiadomo co, ale w sumie też nie ma co ekscytować się piwem o takiej różnorodności składników, gdyż zwyczajnie część z nich nie będzie do odróżnienia w czasie degustacji. Sam dopiero uczę się rozkodowywać poszczególne odmiany w piwach i całkiem nieźle mi idzie, ale w przypadku piw bardziej złożonych (5-6) odmian tutaj zaczynają się dla mnie schody, a co dopiero przy "ataku" 21. 

      Po krótkim wstępie przejdziemy do piwa. Tak jak wspomniałem nazywa się Hoppy Queen i zostało uwarzone pod brandem Doctor Brew, w browarze w Tarczynie. Jeżeli chodzi o styl, to tutaj mam "zagwozdkę" gdyż: fakt jest to piwo górnej fermentacji, czyli "Ale", goryczka średnia IBU: 45, ekstrakt 14% wag. natomiast alkohol 5,2% obj.

Dildo z BGM na stałe zagościło w degustacjach.
      Stricte piwo, czyli zaczynamy od zapachu. Tak jak spodziewałem się jest on ciężki, "cierpki" coś pod kwacha, wyróżniam również cytrusy, które stoją w kontrze do cierpkości. Smak natomiast to trochę inna bajka. Tutaj jest mocne uderzenie: goryczka "w punkt" - piję czuję mocną goryczkę i potem nic = nie jest zalegająca. Jednak jest różnica w stosunku do zapachu, gdyż w tym całym tyglu smaków można wyhaczyć kilka bardziej intensywnych nut, które kojarzą mi się z odpowiednimi odmianami. Wachlarz wspomnianych nut smakowych rozpościera się od cytrynę, przez pomarańczę, grejpfruta i kończąc na żywicy. 

Piana była obłędna.
       Piana w Królowej zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, szczerze mówiąc to jest to jedna z najlepszych jak nie najlepsza piana jaką widziałem (to zobaczycie na zdjęciach niżej). Drobnopęcherzykowa, tworząca zbity kożuch - myślę, że średnica szkła również wpłynęła pozytywnie na ułożenie pęcherzyków. Kolor biały bez żadnych domieszek. Teraz myślę ciekawostka: piana utrzymała się ok. 4 godziny. Zaczynałem degustację o godzinie 16, samo szkło umyłem dopiero w okolicach godziny 20, a piana dalej zwarcie trzymała się powierzchni szkła. Wielki plus. 

To zdjęcie już widzieliście, ale chyba najlepiej mi pasowało pod kątem barwy.
       Ostatni akapit pozostał na barwę. Tutaj wielkich rewelacji nie ma, Ja to nazywam "brudne złoto", a to ze względu na osad który powoduję mętność w piwie. 





        Celem podsumowania. Jeżeli chodzi o pijar to zdecydowanie jest to strzał w 10, ale podsycający emocje u mniej zorientowanych konsumentów. Oczywiście piwo smakowało mi - chociaż ta goryczka w punkt i potem pustka przeszkadzała - trochę więcej ciała i byłoby super. Piana o której się rozpisałem bardzo na plus. Ogólnie: polecam, ale dla ciekawskich tak poza tym to piwo trzyma poziom. 

(Dygresja) - Parę lat temu była wojna między browarami o to, kto uwarzy najmocniejsze piwo na świecie... i okazało się to ślepym zaułkiem. Myślę, że Hoppy Queen było udanym eksperymentem, ale podążanie tą ścieżką również może się podobnie zakończyć - ale oczywiście to jest moja prywatna opinia.
     

niedziela, 20 września 2015

Blady Witek - Reden

      Jak na razie pozostajemy w klimatach piw pszenicznych. Dzisiaj mam dla was propozycję z jednego, z moich ulubionych browarów, a konkretnie z browaru Reden - Blady Witek. Jest to piwo uwarzone w stylu Witbier - czyli belgijskie pszeniczne, które nazywane jest "Białym piwem". Powiem wam, że po tym piwie zrozumiałem w jakim kierunku powinny iść moje poszukiwania "ulubionego piwa". Jeżeli miałbym scharakteryzować Witbier to tutaj w aromacie "cytrusowym" jak to się mówi najmocniej wychodzi pomarańcz, w smaku czuć "ciało" a goryczka jest na bardzo niskim poziomie. Parametry Bladego Witka prezentują się w ten sposób: IBU 15, alkohol 4,8% obj, natomiast ekstrakt na poziomie 12 stopni plato

W rzeczywistości piwo ma bardziej żywo pomarańczową barwę.
      (Mała dygresja) Po ostatnich "pszeniczniakach" pewnie część z was może mieć mętlik w głowie dlaczego w różnych browarach piwo pszeniczne ma inne nazwy. Także dla usystematyzowania streszczę wam informacje na temat stylów piwnych o jakich ostatnio pisałem:

  1. Pszeniczne - pod taką nazwą większość z was zna ten styl. Charakterystyczne cechy to: bananowo - goździkowe nuty w zapachu i smaku (odpowiednie drożdże), niska goryczka i często średnie wysycenie. 
  2. Weizen/Weissbier - to jest niemiecki odpowiednik naszego pszenicznego. Myślę, że bardziej zaawansowani w temacie tego stylu mogliby coś dodać, ale z dotychczasowego doświadczenia większych różnic (poza tymi technologicznymi) nie zaobserwowałem. 
  3. Witbier - dzisiaj już o nim wspomniałem, tutaj banan z goździkiem schodzi na dalszy plan i na "dzień dobry" dostajemy mocną pomarańcz. Goryczka tak jak poprzednio umiarkowana. Możecie zaobserwować mniej intensywną barwę. 
  4. American Wheat - amerykańska pszenica, która stawia na łagodną goryczkę często kosztem inny doznań. Wspomniałem, że nie byłem fanem tego stylu, ale od paru piw bardzo polubiłem amerykańską interpretację pszenicznego. 
      Teraz wracam już do Witka. Jeżeli chodzi o smak, to wyczuwalna jest pszenica - nadaje ciało oraz wspomniana wcześniej mandarynka - dla mnie smakowo robi robotę. Co do zapachu to również nie wyczułem nic nadzwyczajnego poza pomarańczką/mandarynką. (Być może muszę zacząć degustować piwa w wyższych temperaturach.)

Delikatna obrączka piany.
      Barwa jak wspomniałem jest pomarańczowa, mętna ze względu na występowanie osadu - jak pijecie piwa pszeniczne, to trochę osadu można sobie zlać do szklanki, ale bez przesady. Zbyt dużo osadu może przynieść nieoczekiwane zmiany w właściwościach piwa i przysłonić je nam. 

       Mogło was zdziwić, że stricte o Witku mało napisałem jednak uważam, że to piwo trzyma poziom i nie mam się do czego przyczepić. To jest piwo w moim stylu i jeżeli nadarzy się okazja to najpewniej wrócę jeszcze raz do niego. Mam nadzieję, że rozwiałem wątpliwości w temacie Weizen, Witbier itd.
https://www.facebook.com/cervisiawroc - zapraszam na stronę Fb gdzie nic was nie ominie :)

piątek, 18 września 2015

American Wheat - Browar Stu Mostów

      Dzisiaj wracamy na nasze lokalne podwórko, a dokładniej do Wrocławia. O browarze zaczęło robić się głośno w 2014 roku kiedy doszło do realizacji inwestycji we Wrocławiu. Browar może nie funkcjonuje zbyt długo, ale ma na swoim koncie kilkanaście piw między innymi: Chocolate Mint Foreign Extra Stout czy Hoppy Violet Potato Lager, który zdobył moje podniebienie na BGM 3. Nazwa browaru nawiązuje do infrastruktury Wrocławia, a konkretnie do mostów, których u nas nie brakuje. 

      Piwo które chcę wam przedstawić pochodzi z serii "Salamander" - w tej serii znajduje się również wspomniany wcześniej Potato Lager. American Wheat - nazwa piwa powiązana jest ze stylem w jakim zostało uwarzone, czyli amerykańska pszenica. Pewnie ktoś z was może zadać sobie pytanie: To co za różnica American wheat czy Pszeniczne z lokalnego browaru? - Szkopuł tkwi między innymi w chmielu. Do amerykańskiego pszeniczniaka stosowane są wyłącznie amerykańskie odmiany chmielu, które nadają mu znaczącą goryczkę (w porównaniu do np. Polskiej pszenicy z Redenu). Wspomniana goryczka nie jest tak agresywna jak w IPA czy AIPA, bardziej odznacza się w aromacie czy odczuciu orzeźwienia. 

Nie wspomniałem o parametrach ze względu na pięknie opisaną etykietę, która dostarczy wam wszelkich informacji. Bardzo na plus.
      Teraz stricte o właściwościach AW: pierwszą cechą będzie zapach (ostatnio w zapiskach z degustacji robiłem skróty myślowe i zapach określiłem jako "owocki" :D), ale tak na serio to aromat był intensywny, owocowy w którym dominowała pomarańczka i delikatna żywica. 

Front butelki.
      Jeżeli chodzi o wygląd, to piana tworzy na początku ładną czapę i pozostaje ok. 2 cm warstwa. Kolor piwa oscyluje ok. słomkowej jest odrobinę mętna. 

Bawię się swoim dildo.
      Na końcu smak. Na początku wspomnę, że wcześniej nie patrzyłem na etykietę i zastanawiałem się ile IBU ma AM. Stwierdziłem, ze koło 30 i wiele się nie pomyliłem. Wyczuwalna jest lekka wodnistość, ale to na (+) nadaje orzeźwienia, goryczka jak wspomniałem nie jest agresywna, choć mogłaby być odrobinę większa

      Celem podsumowania: po degustacji na BGM lagera byłem zachwycony Browarem Stu Mostów i odczucie podtrzymał we mnie American Wheat. Piwo jest mega pijalne, orzeźwiające, goryczka nie zalega i w dużych ilościach nie będzie mulić. Niebawem wracam na stałe do Wrocławia, więc będę miał więcej okazji na degustowanie piw z naszego lokalnego browaru. Polecam spróbować.

środa, 16 września 2015

Reden i kraina pszenicy, czyli Banany na rauszu oraz Polska pszenica.

      Emocje po ostatnim weekendzie opadły i w spokoju można wrócić do degustacji. Oczywiście zawsze znajdzie się jakiś powód do świętowania i między innymi takim są Drugie Urodziny Szynkarni, które odbędą się w najbliższą sobotę. Niestety ze względu na finanse i inne ważniejsze wyjazdy nie będę mógł uczestniczyć w obchodach, ale przy piwku zawsze można się spotkać. 

      Dzisiaj mam dla was podwójną degustację i tak się zastanawiam czy nie zrobić jeszcze kilku recenzji w tym formacie. Jak mogliście przeczytać w tytule artykułu, ponownie wrzucam na warsztat piwa z śląskiego browaru Reden. Pierwszym piwem będzie Polska Pszenica, czyli najzwyczajniejsze pszeniczne, ale wykonane z największą pieczołowitością. Drugim będą Banany na rauszu, czyli Rauchweizen - wariacja ne temat pszenicznego w niemieckim stylu.

       Parametry piw nie różnią się znacząco między sobą. Ekstrakt w obu produktach jest na poziomie 12 stopni plato, alkohol co za tym idzie w obu na poziomie 4,8% obj. Co do składu to różnica odznacza się w słodach: w Bananach został dodatkowo użyty jęczmienny wędzony (co zauważycie w smaku) i w chmielach tutaj również odnośnie Bananów - została użyta mieszanka czeskich i amerykańskich chmieli = Saaz i Columbus

Przesadziłem z ilością piwa i żeby dobrze wyczuć aromaty musiałem próbować jeszcze raz.
      Jeżeli chodzi stricte o Polską Pszenicę to najogólniej mogę powiedzieć, że jest to piwo trzymające poziom. Po pierwszych łykach nie zostałem zalany bananami i goździkami, ale piwo było bardzo dobrze pijalne i gasiło emocje w czasie meczu. Barwa jest miedziana, oczywiście mętna - charakterystyczne dla pszenicznych - wysycenie jest niskie, a trochę szkoda gdyż wyższe stężenie mogłoby podbić wrażenia. 

      Zapach był bardzo delikatny, ale jednocześnie mile mnie zaskoczył. Wyczuwalna była lekka wędzonka - kiełbasa. Kolega który jest wyczulony na banany powiedział, że w smaku również dało się znaleźć banana, jednak dla mnie był za słaby. Nie stwierdziłem wodnistości. 

Mocniejsze wysycenie.
      Drugim piwem o którym wspomnę, to Banany. Barwa była bardzo podobna do Pszenicy, ale odcień ciemniejsza, również mętna - coś jak cukierki krówki. Piana mocno wiąże się ze szkłem i pozostaje przez jakiś czas na powierzchni naczynia. W smaku dominuje wędzoność, ale nie kiełbasiana czy wędlina tylko .... serowa. To pierwsze takie piwo pite przeze mnie. Banan jest obecny, ale jest tylko w tle. 

Piana bardzo szybko się burzy.
      Celem podsumowania: oba piwa trzymają poziom, ale jeżeli miałbym po któreś sięgnąć ponownie, to najpewniej byłyby to Banany. Serowa wędzoność dobrze do mnie przemawia i powiedzmy "coś się dzieje" w piwie. Oczywiście nie piętnuję Polskiej pszenicy, ale Ja jednak potrzebuję jakiś "fajerwerków" :D Polecam oba piwa, jak i inne propozycje z browaru Reden, może w przyszłości będzie okazja aby odwiedzić Śląsk.

poniedziałek, 14 września 2015

Blitzkrieg po polsku, czyli Beer Geek Madness III

      Każdy duży event powoduje swego rodzaju oderwanie od rzeczywistości, jednak świat idzie do przodu, a my na jakiś czas musimy ponownie wrócić do swojego codziennego życia. Tak jest również w przypadku Beer Geek Madness, ale tutaj odliczamy czas pomiędzy poszczególnymi edycjami. Powiem wam, że nie miałem okazji uczestniczyć w I edycji, ale za to na drugiej "nadrobiłem" zaległości ;D 

      III edycja z mojego punktu widzenia, była pod znakiem "kwachów". Wśród polskich piw prawie połowę stanowiły kwasy, w różnych stylach. Myślę, że najlepiej abym rozpisał się więcej na temat kilku polskich piw, które szczególnie mnie urzekły. Te o których wspomnę pewnie będzie można w najbliższym czasie spróbować w multitapach bądź nabyć butelki. 

Madness niejedno ma imię.
       Zanim jednak o piwach podzielę się z wami moimi przemyśleniami. W tym roku było kilka zmian, w porównaniu do II edycji. Pierwsze to "płacisz raz, pijesz ile chcesz" - wiadomo nie chodzi też o to, żeby się sponiewierać, ale dzięki takiemu układowi miałem okazję spróbować wielu różnych jeżeli chodzi o browary, czy style piw. Drugie to "BGM dildo" - czyli ekskluzywne szkło [zobaczycie je na następnych zdjęciach], fakt faktem to szkło w połączeniu z Orgasmatron i różową opaską mogło trochę dziwnie się kojarzyć :D Trzecią sprawą jest organizacja - część ludzi, z którymi rozmawiałem nie była zadowolona z wydarzeń na dachu, po godz. 23 [mega ścisk przy świeżo otwartych kranach] Ja jednak uważam, że nie ma idealnych eventów i w ogólnym rozrachunku nie powinniśmy narzekać. 

      Może jeszcze jednym minusem był problem z płuczkami do szkła - ze względu na ich mniejszą ilość niż zapowiadano. Jednak tak jak mówiłem, jeżeli ktoś chce się przyczepić o jakiś szczegół to zawsze znajdzie powód, Ja jednak w ogólnym rozrachunku jestem zadowolony z tej edycji, jak i z poprzedniej. 

"Dildo" wypełnione ciemnym Berlinerem.
      Pierwszy piwem które miałem okazję spróbować był Kwas Delta z Pinty. Od początku był jednym z moich faworytów w konkursie piw premierowych. Kwas uwarzony jest w stylu Berliner Schwarze - czyli czarny Berliner. Niemiecka pszenica o orzeźwiającym smaku i wyraźnej kwaskowatości. Co do parametrów to alkohol występuje w stężeniu 3 proc. obj. [W ostatnim newsie od Pinty browar ogłosił, że Delta niebawem będzie dostępna  w multitapach.]

Kolor typowej wiśni.
      Drugim piwem był Very Bloody Berliner z Piwnego Podziemia. W czasie wertowania listy piw, na tym również zawiesiłem oko, a to ze względu na owocowy dodatek w postaci aronii. Piwo uwarzone jest w stylu Berliner Weisse - czyli biały Berliner. Kwaskowatość jest dodatkowo podkreślona przez aronię, jednak ze względu na temp. wyszynku w aromacie była słabiej wyczuwalna. 

Barwa waniliowego budyniu - blado żółta.
      Kolejnym piwem które mnie urzekło jest F*ck The Boundaries z Brokreacji. Piwo uwarzone w stylu Imperial Hoppy Gose - czyli polska wariacja na temat niemieckiego Gose. Jest to obok Berlinera kolejny kwas, jednak w wykonaniu Brokreacji zyskał na ciele, alkoholu, goryczce i super kwasowości. Po pierwszej degustacji chciałem spróbować jeszcze, ale musiałem z tym zaczekać do momentu aż odwiedzę wszystkie stanowiska jakie chciałem. Parametry macie podane na zdjęciu.

Tak jak mówiłem Blitzkrieg w polskim wydaniu :D zdj. z ratebeer.com
     
Teraz na parkiecie ;D
       Ostatnim piwem, o którym chcę więcej napisać jest Curry Wurst z Birbantu. Produkt uwarzony jest w stylu Saison - smak rozstrzelony między owocami, przyprawami i "alkoholowością". W przypadku Curry charakterystyczna jest wędzoność - bardzo mocna przypominająca kiełbasę - NAPRAWDĘ. Mega kiełbasa tylko zachęca do zjedzenia jej mięsnego odpowiednika. 

      Dla części osób może być dziwne, że nie wspomniałem o zwycięzcy konkursu piw premierowych, czyli Cyruliku z browaru Profesja. Powiem, że zastanawiałem się na oddaniu głosu na dymionego Berlinera jednak moje podniebienie zdobyły owocki i Gose. 

      Z piw niemieckich również dla mnie królowały kwachy - choć nie w każdym wypadku. Pierwszym był Pilsner, Hoppy Schoppy z Schoppe Brau, drugi Mandarina IPA z BrauKunstKeller, trzecie i czwarte piwo pochodziło kolejno z: Freigeist Bierkultur i The Monarchy. Original Pfefferkorner White - zaskoczyło mnie swoim bogactwem na temat przypraw. Viking Gose trzymało poziom. 

Dildo w pełnej krasie.

     Osobno wspomnę wam jeszcze o Rittergust Gose, które urzekło mnie porównywalnie do propozycji z Brokreacji. Mocny kwas, który potrafił ukazać na mojej twarzy grymas, nawet po wypiciu wcześniej kilku kwachów. 

      Myślę, że taką krótką i zgrabną relacją mogłem oddać to co stanowi trzon tej imprezy - czyli piwo. Mógłbym również wspomnieć o jedzeniu, strefie "chill out", koncertach zespołów i innych dodatkach, ale to może kiedyś a propos festiwali. Podsumowując klimat może nie sprzyja dokładnym degustacjom, ale "przekracza granice" i pokazuje, że piwo może nie tylko sponiewierać i dodać wam odwagi na imprezie, ale również w małych ilościach łączyć ludzi

piątek, 11 września 2015

Kwas Beta - Pinta

      Najpewniej wstawię tą recenzję z rana, więc kiedy będzie ją czytać Ja już będę w drodze do Wrocławia na weekend Beer Geek. Dzisiaj mam dla was kolejny z kwasów Pinty. Od jego premiery minęły z 3 dobre miesiące, ale dopiero teraz miałem okazję dorwać butelkę. Czy było warto? Zaraz o tym opowiem. 

      Kwas Beta uwarzony jest w niemieckim stylu Lichtenheiner [Liśtnhajner], jest to styl odkrywany na nowo, ponieważ jego produkcja została zaniechana po II wojnie światowej. Swoją nazwę zawdzięcza wiosce w której było warzone, czyli Lichtenhein. Obok Gose i Berliner Weisse jest to jedno z piw, w którym można wyszukać nawiązania do naszego Grodziskiego i prezentuje zapomniany, lekki, kwaśny i pszeniczny styl piwny. Zdecydowałem się wczoraj na jego degustację, ze względu na lekkość: tylko 9 stopni ekstraktu i  3,2 proc. obj, alkoholu. Goryczka również niska 18 IBU.

Etykiety pozostały kwasów lepiej do mnie przemawiają.
      Zacznę od wyglądu. Piana jak to w kawasach jest skąpa, ale nie jest bardzo istotna. Wysycenie również nieznaczne, ale podkreśla smak. Co do koloru to jest on słomkowy, coś a la sok grejpfrutowy. Piwo jest niefiltrowane co odznacza się wysoką mętnością charakterystyczną dla piw pszenicznych. Na dnie występuje w niewielkiej ilości osad. 

Zbierałem aromaty..... ale jeszcze jakieś muszą być.
     Jeżeli chodzi o zapach to miałem niemały problem, gdyż..... nic nie czułem :D Piwo było odpowiednio nisko schłodzone [okolice 8 stopnic C.], ale pod dłuższym czasie wyczuwalne były tylko delikatne nuty owocowe - pomarańczowe

Piana tworzy obrączkę.
      Na końcu smak. Jest on mniej wyrazisty niż w Kwasie Alfa, ale nie zapominajmy że to dwa kompletnie różne style. Słodowość jest tutaj podkreślona kwaskowatością, a lekkie wysycenie dopełnia wrażeń w jamie ustnej. Goryczka jest na finiszu, ale na bardzo niskim poziomie - nie wszędzie musi być 1000 IBU. 

      W ogólnym rozrachunku Kwas Beta wypada odrobinę gorzej od swojego poprzednika z serii, ale jeżeli chodzi o styl Lichtenheiner to trzyma poziom. Polecam je kobietom, które często szukają owoców w piwach, ale skazane są na Radlery czy inne tego typu wynalazki.

czwartek, 10 września 2015

Prapremiera - browar restauracyjny Złoty Pies - Wrocław.

     We wtorek, czyli ósmego września miałem okazję gościć na prapremierze browaru Złoty Pies. Cała impreza miała na celu przedstawienie profilu browaru, [czyli ,,live brewing" o czym jeszcze napiszę], wyglądu sal oraz zaprezentowanie zaplecza technicznego browaru związanego stricte z warzeniem. Samo wejście wygrałem w krótkim konkursie, na temat "Twoje ulubione miejsce, czas na picie piwa." Poza mną było około 20 osób, zaawansowanych z branży jak i amatorów złotego napoju. 

Czas degustacji.
      Na początku, jeszcze przed wejściem do browaru miałem problem ze znalezieniem dobrych drzwi, ale to ze względu na przygotowania dolnej sali. Restauracja będzie znajdować się na dwóch poziomach, ale browar rozchodzi się jeszcze do podziemi gdzie ostatnie instalacje są mniej więcej pod budynkiem ING od strony Wita Stwosza - kierunek Galeria Dominikańska. 

Prawie jak sala wykładowa :D
      Prezentacja browaru składała się z dwóch części: najpierw prelekcja związana z profilem restauracji, zagadnieniami: warzenia, składników piwa czy historii jego powstania, a następnie wycieczka do leżakowni, fermentowni i degustacja. Prelekcja dla zaawansowanych osób, była równie ciekawa co dla początkujących, przykładem może być mit związany z piciem piwa przez słomkę. Wielu piwoszy nie wyobraża sobie picia piwa przez słomkę i uważa to za nietakt, jednakże niewątpliwi autorzy pierwszych piw, Sumerowie pili napój bardzo zbliżony do naszego piwa właśnie przez słomkę.
     
Pierwsza cześć schematu, który znajduje się nad schodami na I piętrze.
      Równie ciekawa była część na temat surowców używanych do produkcji piwa. Główny piwowar dr inż. Łukasz Szwed zaznaczał, że pracuje na najwyższej jakości surowcach, które dostarczane są od najlepszych producentów. Jak udało nam się dowiedzieć Złoty Pies zaopatrzony jest w słody pochodzące z najlepszej słodowni dla browarów restauracyjnych na świecie. Podobnie jest z chmielem i a propos tego mam śmieszną historyjkę: 

Dr Szwed zapytał zgromadzonych jaki chmiel między innymi używany jest do warzenia piwa w Złotym Psie. Kubeczki z surowcami do produkcji były ustawione przy stole, więc można było obejrzeć szyszkę jak i granulat. Z kolegą, który również był z UP doszliśmy do wniosku, że może to być Citra - ze względu na cytrusowy aromat. Dr uśmiał się jak usłyszał tą odpowiedź i od razu dodał, ze używa polskiej odmiany, a nam tylko Ameryka w głowie XD. Wtedy jak strzał w głowie zaświeciła mi odpowiedź: Sybilla. W tym właśnie momencie ktoś rzucił tą nazwę.

Jedna z dwóch kadzi warzelnych, znajdujących się przy głównym barze.

         Live brewing - czyli warzenie piwa na żywo, to profil jakim Złoty Pies chce zabłysnąć na rynku. Jest to idea według której każdy odwiedzający będzie mógł brać udział w warzeniu piwa, a cały proces jest jawny i odbywa się dosłownie kilka metrów od klienta. Co to oznacza? Przychodzisz na piwo i przy okazji robisz biceps podnosząc worki ze słodem :D Żartuję. Jest to swego rodzaju aktywna edukacja piwna dla ludzi którzy nie mają nic wspólnego z warzeniem piwa, jak i dla tych zaawansowanych.

       Teraz wspomnę o najważniejszej części, czyli o piwach które będziemy mogli spróbować w Browarze. Na "start" uwarzony został Lager tzw. Bokser, Marcowe, APA oraz planowane jest pszeniczne. Na razie nie było w planach piwa ciemnego, gdyż otwarcie browaru miało nastąpić w wakacje, jednak premiera planowana jest na początek października. Dr Szwed został również zapytany o ewentualne inne piwa, które mogłyby być uwarzone i odpowiedział, że piwa będą rotacyjne, dostosowane do oczekiwań klientów, planuje również własne inwencje np. Barley wine ale to będzie związane z sezonem i z odzewem gości. 

Okna na I piętrze wychodzące na plac ratuszowy.
      W dalszej części, Manager restauracji poruszył kwestię jedzenia i wyszynku. Jedzenie tak jak piwo będzie sezonowe, związane z konkretnymi porami roku. Manager opowiadał o poszukiwaniu lokalnych producentów, którzy będą dostarczać restauracji najwyższej jakości produkty co trwało znaczną część czasu. Wspomniał również o rynku browarów restauracyjnych, który z roku na rok powiększa się o kilka- kilkanaście lokali. Na koniec dodał, że poza częścią górną w której byliśmy i parterem zostaną w przyszłości zagospodarowane podziemia na rzecz piwnicznej części restauracji: loże itd. Teraz najważniejsze, goście będą mogli zamawiać piwo w jednym z PIĘCIU barów, w których krany podłączone są pośrednio z leżakownią. Oznacza to, że w trakcie wyszynku piwo nie ma kontaktu z powietrzem czy innymi czynnikami środowiska. Czyli ? Nie ma kegów. Jedna będzie można zakupić piwa butelkowe na wynos. 

Fermentownia.
Dr Szwed prezentuje leżakownię.




     Po prelekcji udaliśmy się do podziemi gdzie oglądaliśmy fermentownię i leżakownię. Nie będę wdawał się cykl technologiczny, czy w sprzęt ale na zdjęciach zobaczycie, że są to już "zabawki" dla prawdziwych profesjonalistów i połapanie się co gdzie odchodzi itd. zajęłoby nam trochę czasu :D

Dr Szwed częstuje uczestników Lagerem Bokser.
Do degustacji otrzymaliśmy Lagera ,,Bokser" o piwie rozpiszę się po premierze, gdyż otrzymaliśmy w sumie lagera który jeszcze będzie leżakował ok. 3 tygodnie i wtedy dopiero nabierze swoich właściwości. Jednak mogę wam powiedzieć, że piana jest rewelacyjna, a w smaku pewnie będzie trzymać poziom. Zapomniałem jeszcze dodać, że wyszynk piwa będzie odbywał się w temperaturze ok. 5 stopni: piwo jak i szkło będą schłodzone do tej wartości. W przypadku szkła będzie to pierwsza tego typu instalacja barowa we Wrocławiu. 
Kremowa piana.
      Moje ogólne wrażenia co do tego browaru są bardzo pozytywne. Jeżeli wszystko potoczy się dobrym torem, to Złoty Pies może być jednym ze znaczących punktów na mapie browarów rzemieślniczych. Sam pewnie nie raz przyjdę spróbować nowych piw jak i dań z kuchni. 
*Na końcu nagrywane były relacje zwiedzających Ja również udzieliłem wywiadu i może gdzieś tam kiedy mnie usłyszycie :D