niedziela, 25 października 2015

Oatmeal FES - Browar Domowy Appendix

       Dzisiaj mam dla was drugą propozycję z Browaru Domowego Appendix, a konkretnie Oatmeal FES. Jak wiecie bardzo ciepło zaskoczyło mnie pierwsze piwo z Appendix, także w czasie drugiej degustacji miałem większe oczekiwania niż w przypadku innych "owsiaków". Wcześniej poruszałem już temat stout'ów, ale dla zobrazowania wam stylu; Owsiany stout to swego rodzaju odskocznia od mocno chmielonych odmian tego piwa. Mamy tutaj umiarkowaną goryczkę (w górnych granicach do 40 IBU), tekstura piwa jest prawie oleista, o wiele gęstsza od innych stout'ów, piana jest kremowa, natomiast w smaku mamy balans między słodyczą, a wytrawnością

        Parametry piwa prezentują się w następujący sposób: ekstrakt początkowy 16 Blg, objętość alkoholu 5,5%  obj. a goryczka na poziomie 40 IBU. Porównując "widełki" stylu ze wspomnianymi wartościami, mogę powiedzieć że mamy tutaj twardego zawodnika, jeżeli chodzi o Oatmeal Stout.

Kiedy wyobrażałem sobie ewentualną etykietę, to widziałem wielki owsiany płatek pożerający ludzi ;D
      Dobrze, w taki razie przejdźmy do smaku. Jak wcześniej wspomniałem pierwsze co poczujemy, to gęstszą konsystencję piwa, będzie ono wydawało się aksamitne. Stricte smak, to hegemonia kawy zbożowej nad cierpkością (ale zwykłej mielonej kawy), lekką wytrawnością, a do tego kończąca odczucie słodycz. Alkoholu nie wyczuwałem. 

Pojedyncze grubsze pęcherzyki, wynikające z nalania piwa, nie licząc tego, piana utrzymywała się stosunkowo długo co pomagało zatrzymać pożądany aromat i smak :)
        Teraz przejdę do aromatu, który w czasie degustacji ulegał zmianom. Myślę, że jest to powszechne zjawisko i sami spotkaliście się z sytuacją, kiedy po kilkudziesięciu minutach piwo traciło swój pierwotny aromat i na wierzch wychodziły inne nuty. W przypadku lagera mogły to być aromaty detergentów. Natomiast w przypadku Oatmeal FES czas degustacji nie wpływał na poziom doznań zapachowych, jedynie zmieniały się udział poszczególnych składowych. Na początku wyczuwalna była mocna, mielona kawa i delikatny alkohol, po czasie proporcje zmieniały się o pod koniec degustacji wyczuwalny był wyraźny szlachetny alkohol. Sam nie jestem fanem takich nut, jednak w tym wypadku było to miłe doświadczenie. 

      Na koniec wątek wyglądu piwa. Kolor może wydawać się czarny i na pierwszy rzut oka tak jest. Jeżeli potraktujemy piwo światłem (nie tak jak na zdjęciu, to tylko migawka), to zauważymy że jest ono ciemno brązowe, a na brzegach opalizuje w czerwień. 

       Na temat pozycji piwowara domowego już trochę wcześniej powiedziałem, teraz już tylko mogę ugruntować moje stwierdzenie, że: ,,piwowara można porównać do solowego muzyka" - każda butelka jest zamkniętym, prywatnym koncertem, na który czasami trzeba trochę więcej zapłacić, ale doświadczenia wyciągnięte z tego spotkania mogą owocować w przyszłości. Tak jak wcześniej zachęcam was do polubienia profilu Browaru Domowego Appendix na Facebook - link znajduje się w opisie linku na Fb.

niedziela, 18 października 2015

Birbant - Saison Curry Wurst

       Motywacją do napisania osobnego wpisu na temat tego piwa była dwojaka. Po pierwsze: miałem już wcześniej okazję pić ten Saison na BGM3 i w mojej opinii był rewelacyjnymi piwem o którym nie napisałem za dużo. Drugim powodem jest fakt, że można zakupić to piwo w wersji butelkowej, a w sklepie portfel korcił mnie żeby posmakować Wursta jeszcze raz. Także bez zbędnych wstępów, zapraszam was na Saison Curry Wurst z browaru kontraktowego Birbant

W porównaniu do poprzednich, widoczna wyżej etykieta wyróżnia się oryginalnością. 
       Chwilę o parametrach i stylu. Kilka piw wcześniej wspominałem już o Saison, ale w skrócie: jest to styl belgijski, warzony na koniec okresu warzelniczego (wtedy nie było urządzeń chłodniczych, więc na cieplejsze miesiące roku warzono specjalnie piwo na zapas). W piwie poza mocnym na chmieleniem i  orzeźwieniem można wyczuć nuty przyprawowe, których aktualnie browary nie szczędzą. Curry wurst, Birbant uwarzył z okazji BGM3, na której brylował niemiecki craft, a taki właśnie obraz piwa kojarzył piwowarom z niemieckimi smakami. Pod nazwą Curry Wurst kryje się mieszanka przypraw, a dokładniej: cukier, kardamon, kolendra i pieprz czarny. Co do parametrów piwa, to BLG (ekstrakt początkowy) plasuje się na poziomie 14 stopni, stężenie alkoholu 5,5% obj. natomiast goryczka ma wartość 33 IBU

Tum tum TUUUUM
       Na początek rzucę się na aromat. Ten w wersjach butelkowej i z kija różni się intensywnością (bardziej wyraźny był w beczce), ale jeżeli chodzi o składowe aromatu, to nie rozbiegają się w różnych kierunkach. Dla mnie na pierwszy "niuch" wyczuwalna jest bardzo wyraźna wędzoność, ale to nie jest już poziom lekkiej kiełbaski czy wędlinki; O, nie ! To jest wielkie gruby i tłusty wurst, którym zajadają się Niemcy na dożynkach Oktoberfest. Zapach przypraw uderza i z początku dominuje doznania, ale po dłuższej analizie wyczułem również nuty kolendry (coś w stylu Wita, ale słabsze) oraz pomarańczkę. *Myślę, że dla niektórych dobrze wyczuwalny może być również pieprz.

Wiecie dlaczego jest tyle piany? Cytując Bismarcka: "Prawo jest jak kiełbasa. Lepiej nie wiedzieć, jak się je robi" :D
       Teraz  trochę o wyglądzie. Barwa jest słomkowa/pomarańczowa - bardziej przebłyski. Piana jest biała, bez żadnych przebarwień; piwo mocno się pieni, ale powstały w ten sposób "puszek" szybko opada i pozostaje jeszcze przez kilkanaście minut cienka warstwa. 

Im szersze szkło, tym ciemniejsza barwa.
       Na koniec zostawiłem chyba najważniejsza cechę, a mianowicie smak. Tutaj w sumie powtórzę informacje, które zamieściłem w aromacie. Na początek mocno wędzone nuty, skorelowane z wyraźnym wysyceniem szczypiącym język, do tego umiarkowana goryczka, która uwypukla całe odczucie i finisz pomarańczką, która dodaje orzeźwienia. Po przeczytaniu tego można odczuć, że jest to kociołek różnych smaków, ale wszystko dobrze ze sobą współgra i tworzy naprawdę realistyczne wrażenie "picia kiełbasy" - niejednokrotnie zachwalałem to piwo właśnie za wrażenie kiełbasy i musiałem to jeszcze raz powtórzyć. 

Celem podsumowania.
       Saison Curry Wurst to propozycja z Browaru Birbant, która pokazuje w czym polski craft może konkurować z innymi krajami: chodzi o wędzone piwa. Naprawdę po kilku świetnych wędzonych piwach z polskich browarów można powiedzieć, że powoli light lager przestaje być naszą "specjalnością". Co do stricte browaru, to miałem okazję ostatnio degustować inne piwa z ich oferty i spodziewajcie się wpisów uber Brauerei Birbant. Alles gute fur ein Team Birbant!

piątek, 16 października 2015

C4 - Browar Domowy Appendix

       Dzisiejszy wpis to swego rodzaju powrót na rodzime podwórko, pokazanie jak wiele dzieje się na scenie piwowarów domowych, niejednokrotnie schowanych w cieniu rzemieślniczych braci. Jakby nie patrzeć profesjonaliści w tej branży, zaczynają najczęściej właśnie w domowym zaciszu i kontakt  z nimi może w przyszłości zaowocować wieloma doświadczeniami. Piwowara można porównać do muzyka, wykonuje mistrzowskie solo, a słuchaczom pozostaje tylko delektować się melodią i ewentualnie wyrazić opinię o dziele. Najlepiej poznać wszystko od zaplecza, ale na to przyjdzie czas. 

      Może dość nietypowo rozpocząłem wpis, ale piwo którego dotyczy jest tego warte. Kilka tygodni temu otrzymałem od znajomych z Browaru Domowego Appendix dwie butelki. Pierwsza jak się dowiedziałem zawierała Owsiany Stout, natomiast druga zatytułowana była "C4". Na początku zastanawiałem się dlaczego piwo zostało nazwane w ten sposób. Po chwili dowiedziałem się, że skrót pochodzi od nazw czterech odmian chmielu zastosowanych w produkcji czyli między innymi: Citra i Cascade. 

        Piwo uwarzone jest w stylu Imperial India Pale Ale. Co do parametrów to: goryczka plasuje się na poziomie ok. 100 IBU, ekstrakt początkowy 19* Blg, natomiast zawartość alkoholu 8,5% - także fani alkoholowych nut zostali dopieszczeni.

Niepozorna buteleczka, a skrywa chmielowego potwora.
       Zacznę od aromatu, który najbardziej zapadł mi w pamięci. Po otworzeniu piwa na początku uraczyła mnie lekka słodycz, następnie na głównym planie uplasowała się moja ulubiona pomarańcz i cytrynka. Po dłuższym czasie wyczuwalne były również nuty alkoholowe (w końcu imperial), ale misterna praca Citry i Cascade wytłumiła to uczucie.

Piana również jak aromat zasługuje na wyróżnienie.
       Teraz wygląd. Jeżeli chodzi pianę, to jest biała i po odpowiednim nalaniu piwa tworzy puszysty kożuch wypełniający wnętrze szkła - dla mnie najmilszym momentem jest chwila, kiedy taka właśnie piana łechce koniec mojego nosa ;) - piana odznacza się również znakomitym lejsingiem - oblepia szkło na modłę koronki. Przy nalewaniu piwa zaobserwować można również kotłowanie się pęcherzyków gazu, czyli efekt kaskady (wspominałem już o nim).

       Zdziwić was może, że smak znalazł się na mojej liście dopiero na trzeciej pozycji, ale broni się sam. Chmielowa goryczka w punkt, nie zalega i po dłuższej degustacji nie nudzi. Wyczuwalne są również nuty alkoholowe (szlachetne), ale nawet dla takiego "fana" nut alkoholowych zostały świetnie przemycone. Chmiel z alkoholem przenikają się nawzajem i nie można powiedzieć o żadnych "wodnistych" przerwach. 

Na szkle odbiły się moje opuszki palców.
       Barwa piwa również nie jest do końca "typowa" jak w przypadku IIPA. Jeżeli miałbym to wam zobrazować, to mógłbym porównać tą barwę do "kawy z mlekiem". Piwo jest matowe i może kojarzyć się bardziej z Wild Ale - ale to moje skojarzenia. 

Jeszcze raz piana, przed utworzeniem kożucha.
       Piwowarzy domowi mają do to siebie (w mojej opinii), że z powtarzalnością piw jest u nich różnie i C4, które miałem okazję pić może w nowe odsłonie dawać zupełnie inne doznania. Jednakże propozycja z Browaru Appendix była swego rodzaju odskocznią od craftowego wyścigu zbrojeń, jak to czasami nazywam, kiedy oglądam zmagania browarów od festiwalu do festiwalu. Powtórzę to, ale aromat C4 powalił mnie i w najbliższej przyszłości chyba nie będę miał okazji "wyniuchać" tak dobrze ułożonych aromatów. Stricte piwo (jeżeli byłby szerszy dostęp) poleciłbym każdej osobie, nawet takim które dopiero zaczynają z craftem. 

        W tym miejscu również zwracam się do was z prośbą. Jeżeli podobał wam się mój wpis i chcielibyście przyszłości kosztować takich piw jak C4, to "polajkujcie" stronę Browaru Domowego Appendix (link zamieszczę w wpisie na Facebook). Myślę, że każdy "lajk" pokazuje zainteresowanie, a to kolejna cegiełka motywująca piwowara do większego wysiłku i pewien ukłon w stronę kunsztu jakim jest warzenie piwa.

niedziela, 11 października 2015

kaffirAPAaaa - Browar Reden

      Pod koniec tegorocznych wakacji na rozgłosie zyskały piwa z dodatkiem Kaffiru (o którym niżej). Pierwszym tego typu piwem jakie miałem okazję degustować była Kaffirmacja - piwo uwarzone w kolaboracji między Kontynuacją, a browarem Birbant, na którego temat jeszcze się wypowiem. Drugim natomiast piwem była kaffirAPAaaa z browaru Reden, która będzie bohaterem tego wpisu. Piwo miało premierę na krakowskim Beerweek II. Jeżeli chodzi o styl to mamy tutaj do czynienia z TAPA - Thai American Pale Ale czyli? APA z dodatkiem liści limonki z Tajlandii. 

       
Źródło: theepicentre.com
        Co to jest Kaffir? Dokładna nazwa tej rośliny to Pepeda, z łać. Citrus hystrix DC, ale w potocznym języku używana jest zamienna nazwa Limonki Kaffir. Owoce to małe, zielone cytrusy o pomarszczonej skórce. Liście i ogonki liściowe Kaffir'u mają szerokie zastosowanie w kuchni Tajlandzkiej jako składnik pasty curry. Owoce i sok mają bardzo cierpki smak, dlatego nie są używane w gastronomii. Natomiast sok ma właściwości insektobójcze i ma wykorzystywane jest w medycynie.  
Jeżeli człowiek je (docelowo pije) oczami, to już sama etykieta przynosi orzeźwienie.
        Teraz trochę więcej o parametrach piwa. Ekstrakt początkowy mamy na poziomie 12 stopni plato, natomiast zawartość alkoholu to 4,8% obj. Wartość goryczki opisana na etykiecie wynosi 35 IBU, może wydawać się to trochę mało, jednak w połączeniu z Kaffir'em dobrze współgra.

Przy nalewaniu zaobserwowałem ciekawe zjawisko.
       Wygląd. Tutaj nie ma większych różnic w stosunku do typowego APA jakie piłem. Barwa słomkowa (na zdjęciu wydaje się być ciemniejsza) i piana średnio-pęcherzykowa biała. Ze względu na brak filtracji i pasteryzacji piwo jest "mleczno" mętne. W czasie nalewania piwa zauważyłem tzw. efekt kaskady. Od pewnego czasu większą uwagę poświęcam pęcherzykom gazu w czasie nalewania piwa, efekt kaskady to rodzaj ruchu "cyrkulacji" w niedosłownym tego słowa znaczeniu - pęcherzyki kotłują się pod powierzchnią piwa i tworząc obraz na wzór ławicy ryb. Jeżeli będę miał okazję, to postaram się nagrać to zjawisko.

Co Ja wtedy robiłem, że nie zauważyłem tego światła.
Teraz o smaku. Wspomniana wcześniej goryczka jest średnia jak na APA, powinna przypaść do gustu nawet osobom, które nie podążają drogą piw wysoko-chmielowych. Liście Kaffiru nadają piwu odrobinę innej goryczy, jeżeli miałbym to do czegoś porównać, to bardziej w stronę delikatnego pieprzu. Piwo jest orzeźwiające i dobrze pijalne - sprawdza się po dniu spędzonym w zatłoczonych tramwajach ;) Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to ewentualnie (dla mnie) do za małej intensywności Kaffiru. Z zapachem miałem lekki problem, ale dało się wyczuć coś na modłę limonki.

Oryginalna barwa.
        Celem podsumowania. Mimo opóźnienia wynikającego z braku sprzętu postanowiłem zamieścić wpis o tym piwie. Bardzo cieszę się, że browary rzemieślnicze wychodzą trochę z tych powiedzmy "znanych" już Polakom stylów i pokazują jak w innych częściach świata można zastosować różne surowce. KaffirAPAaaa trzyma poziom, ale gdyby miała nadejść następna warka postawiłbym na dominację Peped'y. Jeżeli macie okazję, to z czystej ciekawości spróbujcie.